I koniec. Banshee zostało zakończone po czterech sezonach. Premierowa seria nie była specjalnie wybitna, ale zaskoczyła podejściem do tematu. Brutalny, pełen seksu i widowiskowych scen walki serial akcji to coś, czego próżno szukać w telewizji. Sezon drugi nabrał rozpędu, rozwinął relacje pomiędzy bohaterami i mocno zaakcentował i eskalował wszystkie konflikty. Seria trzecia to już małe mistrzostwo świata. Mnóstwo świeżych pomysłów (porwanie Hooda, czy włamanie do bazy wojskowej), a do tego spektakularne, bardzo krwawe pojedynki o choreografii zawstydzającej większość filmów Hollywood. Informacje o zakończeniu serialu wraz z czwartym sezonem, mimo zapowiadanych pięciu, przyjąłem z wielkim żalem. Z drugiej jednak strony jak kończyć to w najwyższej formie. Sprawdźmy jak udała się finałowa seria.
Czwarty sezon jest krótszy, ponieważ liczy jedynie osiem odcinków. Względem finału z zeszłego roku akcja przeskakuje około dwa lata do przodu. Hood po nieudanych poszukiwaniach Joba oddał odznakę i zaszył się w nędznej chatce w lesie, Carrie po stracie męża kupiła dom i walczy o prawa do opieki nad dziećmi. Proctor jak to on, rozkręca swój szemrany biznes, a przy okazji został burmistrzem Banshee. Pozostaje Brock, który wreszcie został szeryfem, a jego zastępcą Kurt Bunker, którego poznaliśmy w zeszłym sezonie jako byłego neonazistę.
Pamiętacie Rebeccę Bowman? Piękna dziewczyna, która miała dość widowiskowy debiut w pierwszym sezonie, a później została protegowaną Proctora. Wątek Rebeki rozwijał się dość słabo i był trochę zbyt mocno naciągany. Tym razem jest inaczej, ponieważ Rebecca… nie żyje. Została zamordowana przez grasującego w Banshee seryjnego mordercę, a jednym z podejrzanych jest były szeryf. I tak Hood zostaje wciągnięty w swoją ostatnią wielką aferę. Rebecca pojawia się w retrospekcjach przez cały sezon, aby odkrywać kolejne karty i pomóc zrozumieć zagadkę swojej śmierci. Paradoksalnie rola trupa to jej najlepszy wątek w całym serialu.
Pierwsze odcinki zaskakują nowymi wątkami. Każdy z bohaterów ma swoją mniejszą, bądź większą historię i w okolicach czwartego odcinka zastanawiałem się, jak uda się to wszystko spiąć i zakończyć, biorąc pod uwagę, że mamy już połowę ostatniego sezonu. Proctor, naziści, Job, Hood, Carrie i jeszcze seryjny morderca. I co? Wyszło rewelacyjnie! Wątki się ze sobą przeplatają, interesy jednych wchodzą w drogę interesom drugich i mogę spokojnie zdradzić, że każdy skrzyżuje rękawice z każdym. Dzieje się!
A finał? Finał jest wręcz idealny. W ciągu ostatnich niespełna 60 minut znalazło się miejsce na zamknięcie wszystkich wątków. I nie tylko tych z czwartego sezonu, ponieważ wyjaśniają się wszystkie znaki zapytania z jakimi zostawiła nas seria trzecia. Są emocje, jest widowisko, jest kilka krótkich retrospekcji, a ostatnie 10 minut to piękne pożegnanie bohaterów.
Już przy trzecim sezonie nie ukrywałem, że Banshee zajmuje pierwsze miejsce na mojej liście wszech czasów. Finałowy sezon tylko to potwierdził. 38 odcinków jakie zaserwowali nam twórcy to niesamowity klimat ze spektakularną akcją okraszoną bardzo odważnymi scenami seksu. Wszyscy faceci to bezwzględni twardziele rodem z kina lat 90-tych, a piękne kobiety, jakich tutaj dużo, to nie damy w opałach, a bardzo sprawne zabójczynie. Każdy odcinek to prawdziwa uczta, a telewizja bez Banshee będzie dużo uboższa. Czy warto go znać? Nie, go TRZEBA znać!
-
FABUŁA - /10
0/10
-
RYSUNKI - /10
0/10
-
PRZYSTĘPNOŚĆ - /10
0/10
Warning: Illegal string offset 'Book' in /home/geeklife/domains/geeklife.pl/public_html/wp-content/plugins/wp-review-pro/includes/functions.php on line 2358