Stało się. Clarkson, Hammond i May powrócili! Półtora roku po szokującym zwolnieniu dziennikarza z BBC otrzymaliśmy zupełnie nowy program, który ma wypełnić pustkę, jaka powstała po zakończeniu Top Gear jakie znaliśmy i jakie kochaliśmy. Chris Evans i Matt LeBlanc nie sprostali gigantycznym oczekiwaniom, przez co ich spojrzenie na flagową produkcję BBC stało się niezamierzoną autoparodią programu.
Ale dosyć o BBC i Top Gear. Niezastąpione trio powraca z zupełnie nowym programem, dostępnym wyłącznie na internetowej platformie Amazonu. Mowa oczywiście o The Grand Tour! Usługa wideo serwisu dostępna do tej pory jedynie w USA, Wielkiej Brytanii, Niemczech i Japonii już w grudniu otworzy się na cały świat. Czy warto czekać? Odpowiedź w poniższej recenzji.
Program otwiera genialne intro. Clarkson opuszcza siedzibę BBC w deszczowym Londynie, zdaje klucze ochroniarzowi i wsiada do taksówki kierującej się na lotnisko Heathrow, a następnie leci do słonecznego Los Angeles. Po drodze wpada na swoich kumpli, by już w trójkę dojechać na miejsce nagrania. Sceny okraszone są genialną piosenką Hothouse Flowers pod tytułem I can see clearly now. Muszę przyznać, że wzruszyłem się oglądając to intro i zdałem sobie sprawę, że cholernie tęskniłem za chłopakami. Swoją drogą skorzystanie z irlandzkiego zespołu, biorąc pod uwagę, że Clarkson wyleciał z BBC za uderzenie Irlandczyka z ekipy ma swoją przewrotną symbolikę.
Po genialnym openingu nastąpiło przywitanie w stylu do jakiego przyzwyczaili nas dziennikarze. Nie obyło się bez żartów z kolegów (wieku May’a, wzrostu Hammonda i wyglądu Clarksona). Dopiero po tym dziesięciominutowym rozpoczęciu prezenterzy rozpoczęli właściwy program w namiocie. Tak, The Grand Tour nie posiada studia w bajeranckim budynku, ze szpanerskimi biurami, a kręcony jest w wielkim, zielonym namiocie. Namiot ten ma jednak swoje zadanie, ponieważ każdy odcinek kręcony jest w innym miejscu na świecie. Pierwszy epizod został nagrany, gdzieś na kalifornijskiej pustyni, drugi w Johannesburgu, by przez Niemcy, Holandię, Szkocję zakończyć sezon w Dubaju. Jest to fajna nowość i okazja dla fanów z całego świata, by obejrzeć chłopaków żartujących z ich kraju. Czekamy na Polskę!
Formuła The Grand Tour bardzo przypomina Top Gear, dzięki czemu każdy, kto kiedykolwiek miał styczność z programem, poczuje się jak w domu. Mały stoliczek, widownia, jakieś ekrany dla widzów i fantastyczne poczucie humoru. Premierowy epizod dostarczył kilka żartów z Amerykanów, dość durną „bójkę” z widownią i ciągłe dogryzanie sobie nawzajem. GT niczym nie zaskakuje, ale w tym przypadku to jego wielka zaleta. Bałem się, że prezenterzy będą chcieli za wszelką cenę pokazać jak inny jest ich nowy program od tego, co pokazywali przez 15 ostatnich lat. Na szczęście wszystko zostało po staremu!
Głównym wątkiem pierwszego odcinka jest test porównawczy trzech supersamochodów. Porsche 918 Spyder Hammonda, McLaren P1 Clarksona i Ferrari La Ferrari kierowane przez May’a. Mamy kręcenie najlepszych czasów okrążeń, wyścigi na ¼ mili, zarówno przy napędzie paliwowym jak i przy użyciu silników elektrycznych. Nie jestem motoryzacyjnym ekspertem… Ba, nie jestem nawet fanem motoryzacji, więc techniczny bełkot po prostu mnie nudzi. Niemniej Clarkson, Hammond i May potrafią tak opowiedzieć o swoim aucie, że słucham zaciekawiony i jaram się razem z nimi. Takie rzeczy trzeba umieć przedstawić, a oni są w tym niezastąpieni.
Czas na porównanie z Top Gear. The Grand Tour ma swój, umiejscowiony gdzieś na angielskiej ziemi, tor, na którym testowane będą auta. Przy jego prezentacji nie zabrakło odniesień do słynnego lotniska z Top Gear. Jest nawet zakręt oznaczony „Place your name here”, co jest bezpośrednim nawiązaniem do zakrętu „Gambon”, nazwanego na cześć aktora Michaela Gambona (Dumbledore z Harry Pottera). Żartów z Top Gear było dużo więcej i w zasadzie każda zmiana tematu posiadała jakiś mały prztyczek w stronę BBC. Rozważanie zatrudnienia kierowcy rajdowego do testów? Nie sprawdzi się. Zapraszanie gwiazd do ścigania się tańszymi autami? Nie sprawdzi się. Jest tego naprawdę dużo.
Widać, że The Grand Tour tworzone jest przez ekipę pracującą z prezenterami przy Top Gear. Podobne scenariuszowe absurdy świadczą o zaangażowaniu Richarda Portera, a jakość wideo krótko mówiąc POWALA! TG zawsze imponował zdjęciami, filtrami i ujęciami supersamochodów w akcji. GT przenosi to na jeszcze wyższy poziom. Obłędne kolory, genialne ujęcia, zostawiające po sobie efekt wow zwolnienia i masa bajeranckich efektów specjalnych tworzą coś nieosiągalnego dla konkurencji. Wielkie wrażenie!
Pierwszy odcinek The Grand Tour po prosto dowiózł. Jeremy Clarkson, Richard Hammond i James May pokazali, że są nie do zastąpienia, scenarzyści i realizatorzy pokazali, że mają jeszcze wiele pomysłów, a są przy tym mało odtwórczy. Jestem spokojny o kolejne 11 odcinków tej serii i już wyglądam świątecznego odcinka specjalnego! Three idiots are back!
-
FABUŁA - /10
0/10
-
RYSUNKI - /10
0/10
-
PRZYSTĘPNOŚĆ - /10
0/10
Warning: Illegal string offset 'Book' in /home/geeklife/domains/geeklife.pl/public_html/wp-content/plugins/wp-review-pro/includes/functions.php on line 2358