Ekipa The Grand Tour z Kalifornii przeniosła się do Johannesburga w RPA. Czy objazdowa formuła programu jest dobrym pomysłem? Czy drugi odcinek GT spełnia wywindowane przez premierę oczekiwania? I czy zbyt duża swoboda prezenterów nie obniża ich poziomu? O tym w recenzji.
Dzięki kręceniu kolejnych odcinków w różnych miejscach świata, początek odcinka jest przezabawny. Umiejscowienie namiotu w miejscu zwanym „Kolebką Ludzkości” to oczywiście pretekst do żartów z Clarksona. Wszak miejsce jak, określili to prezenterzy „w którym człowiek odłączył się od małpy” zobowiązuje, nie? Kolejne fragmenty to kapitalne żarty z prezydenta RPA Jacoba Zumy, który jest postacią, lekko mówiąc, kontrowersyjną. Biorąc przykład z naszych polityków, wydał na przebudowę swojej rezydencji 16 milionów dolarów. Oczywiście z pieniędzy podatników. Wybudowane obory dla krów, amfiteatr i profesjonalny basen miały służyć „poprawie bezpieczeństwa głowy państwa”.
Teksty rzucane przez prezenterów do łez rozbawiły miejscową publiczność. W ten sposób Grand Tour staje się ogólnoświatowym fenomenem. Top Gear mimo wielomilionowej publiczności, często zamykał się na brytyjskie absurdy, więc rozmowy prezenterów nie zawsze trafiały do innych. Tym razem jest uniwersalnie, a przy tym zrozumiale dla każdego. Wielki plus. Ależ chciałbym obejrzeć odcinek nakręcony w Polsce…
Nie mogło zabraknąć kolejnego superauta. Tym razem bohaterem odcinka został kosztujący ok. 9 milionów złotych (1,8 miliona funtów) Aston Martin Vulcan. Auto to prawdziwy potwór, a fakt, że samochód nie może zostać dopuszczony do poruszania się po drogach wykorzystano by władować w niego tyle mocy, ile tylko było można. Bardzo fajny reportaż.
James May, najwolniejszy człowiek świata, odwiedził znany w Johannesburgu festiwal drifterów. Wyszło bardzo zabawnie i widowiskowo, bo to co zawodnicy wyprawiają ze swoimi samochodami robi piorunujące wrażenie. Kolejny bardzo udany materiał.
Głównym wątkiem drugiego epizodu była wizyta w bazie wojskowej w Jordanii. Clarkson, Hammond i May dostali zadanie zlikwidować terrorystów, zlokalizować VIP-a, ukraść auto i ewakuować się. Żeby było śmieszniej każda ich „śmierć” zmuszała do rozpoczęcia od początku niczym w filmie Toma Cruise’a pt. Na skraju jutra.
Jak wypadł ten długaśny materiał? Mocno średnio. Czasem wręcz żenująco. Po obiecującym początku z opuszczaniem śmigłowca na linie i kilku wymuszonych „zgonach” zaczęło wiać nudą. Większość pomysłów wciśnięto bardzo na siłę, by zebrać kilka dodatkowych minut i rzucić parę żartów. Cały materiał ratuje wyjątkowa chemia pomiędzy prezenterami. Nawet najgłupszy żart są w stanie wybronić wzajemnymi przekomarzaniami. „May! Czemu zastrzeliłeś Hammonda?” i odpowiedź „był wkurzający” nie brzmi wybitnie, ale w wykonaniu tej trójki ma zupełnie inny wydźwięk. Ogólnie rzecz biorąc materiał był słaby, zupełnie odstający od poziomu do jakiego przez lata nas przyzwyczaili.
Drugi odcinek The Grand Tour był bardzo nierówny. Inteligentne i bardzo zabawne momenty w studio wypadły lepiej niż podczas premiery. Test Aston Martina i reportaż z Maya’a również na plus. Niestety zupełnie nie wyszła główna atrakcja epizodu, czyli „misja antyterrorystyczna”. Zabrakło pomysłów na motoryzacyjne wykorzystanie bazy wojskowej, więc stworzono coś w rodzaju filmu akcji. W piątek kolejny odcinek i mam nadzieję, że materiałów podskoczy i przynajmniej dorówna tym, z pierwszego odcinka. No i mam nadzieję na więcej przygód.
-
FABUŁA - /10
0/10
-
RYSUNKI - /10
0/10
-
PRZYSTĘPNOŚĆ - /10
0/10
Warning: Illegal string offset 'Book' in /home/geeklife/domains/geeklife.pl/public_html/wp-content/plugins/wp-review-pro/includes/functions.php on line 2358