Po rocznym oczekiwaniu i odliczaniu kolejnych dni, zadebiutował siódmy, przedostatni sezon serialu Gra o Tron. Jak to zwykle przy premierze i finale sezonu bywa, telewizyjna aplikacja HBO GO krztusiła się niemiłosiernie, ale późną nocą udało się obejrzeć wyczekiwany odcinek. O to moja napakowana spoilerami recenzja odcinka 7×01 pt. Dragonstone. Jeśli nie oglądaliście, a macie zamiar to nie czytajcie dalej.
W ostatniej scenie szóstej serii Arya dokonała kolejnej zemsty, zabijając Waldera Freya odpowiedzialnego za zamordowanie Robba i Catelyn Stark na tzw. Krwawych Godach. Tym większe zdziwienie wywołało pojawienie się lorda Freya, pana Bliźniaków na wielkiej rodzinnej uczcie. Płomienne przemówienie szybko przerodziło się w wspomnienia Czerwonego Wesela i było jasne, że to nie stary Walder, a Arya, która wreszcie stała się Człowiekiem bez Twarzy. Podane gościom wino to oczywiście trucizna, co z kolei oznacza, że już w pierwszych 2 minutach nowego sezonu na dobre pożegnaliśmy ród Freyów. Świetne otwarcie.
GRA O TRON Sezon 6 – Recenzja
Podczas odcinka Arya jest bohaterką jeszcze jednej sceny. Mowa oczywiście o kontrowersyjnym cameo Eda Sheerana. Ubrany w mundur żołnierzy Lannisterów nuci piosenkę ze swojej najnowszej płyty, co spowodowało falę hejtu w internecie. Nie mam nic przeciwko takim mrugnięciom okiem dla fanów i specjalnie mnie to uwiera, ale z punktu widzenia największych fanów może wydawać się to komercjalizacją, a nawet lokowaniem produktu w ich ulubionym serialu.
Kolejnym przystankiem (niekonieczne chronologicznym) jest Cytadela maestrów. To tutaj, na polecenie Jona, przybył Sam Tarly, który chciałby zostać maestrem, a przy okazji zdobyć wiedzę na temat białych wędrowców i potężnego Nocnego Króla. Jak się jednak okazuje, na dostęp do wielkiej wiedzy maestrów trzeba solidnie zapracować. Sam, jako jeden z rekrutów, odpowiada za robienie porządków w bibliotece, przygotowywanie i roznoszenie jedzenia, a także… zbieranie i czyszczenie nocników. Cała sekwencja w Cytadeli jest zaskakująco długa, ale dzięki niej wreszcie dowiadujemy się nieco więcej o uczonych Westeros, a przy okazji potwierdza się informacja, że największym złożem Smoczego Szkła, czyli kamienia, który może zabić Białego Wędrowca znajduje się na Smoczej Skale, byłej twierdzy Stannisa i miejscu urodzenia Deanerys. Jako ciekawostka w jednej ze scen w Cytadeli pojawia się Jorah Mormont, a dokładniej jego ręka pokryta łuskami. Jak pamiętamy Smocza Skała, czy raczej Smocze Szkło wstrzymało rozwój choroby u córki Stannisa. Wygląda na to, że Jorah ma jeszcze szansę powrócić do łask Dany i poradzić sobie z postępującą zarazą.
Swoje przysłowiowe pięć minut dostał też Sandor Clagane, Ogar podróżujący z kompanią Berica Dondarriona. Wątek, który w zeszłym sezonie wydawał się zapychaczem, nie mającym nic wspólnego z aktualnymi wydarzeniami, nabiera nowego znaczenia. Podczas sceny noclegu w opuszczonej chatce, Clagane w roznieconych płomieniach widzi Mur i nadciagającą armię białych wędrowców. Wygląda na to, że nawet bez Lady Stoneheart, te nieco zapomniane postaci będą miały co robić w serialu.
W Winterfell wracamy do narady z finału poprzedniego sezonu. Jon, ogłoszony Królem na Północy, stara się skupić wszystkie siły do obrony Westeros przed natarciem Białych Wędrowców. Do walki z potężnym wrogiem potrzebny jest każdy człowiek, więc Jon proponuje szkolić i wcielać do armii kobiety oraz wybaczyć zdradę rodom Kastarków i Umberów, którzy złamali przysięgę i dołączyli do Boltonów. Decyzja nie podoba się Sansie, która optuje za wymierzeniem kary śmierci pozostałym członkom rodziny Kastarków i oddanie ich ziem rodom wiernym Starkom. Wygląda na to, że wymowne spojrzenia Littlefingera w finale szóstej serii dobrze zwiastowały konflikt na linii Jon – Sansa i największy intrygant Westeros nie przepuści okazji, by przekonać Starkównę, że to ona powinna władać Północą. No, chyba, że scenarzyści zaskoczą innym rozwiązaniem.
W premierowym odcinku nie mogło zabraknąć Królewskiej Przystani. Po zabiciu Margaery, Lorasa i samobójstwie Tommena, na Żelaznym Tronie zasiadła Cersei. Zabójstwo Tyrelów odebrało Lannisterom potężnego sojusznika, a wybicie Freyów zamknęło im drogę na Północ. Cersei jednak nie składa broni i rozsyła wszystkim żądanie podporządkowania się nowej królowej. Nie przejmuje się nawet rozsądkiem Jaimego, który wylicza wszystkie porażki i brak większych nadziei na utrzymanie się przy władzy. Cersei ma jednak asa w rękawie w postaci morskiej floty Żelaznych Ludzi dowodzonej przez Eurona Greyjoya. Wuj Theona chce poślubić Cersei i dać jej dość statków, by mogła rządzić na wszystkich morzach świata. Jak się to rozwinie – zobaczymy, ale strzelam, że Euron spróbuje zaatakować Starków, by przypodobać się królowej.
Odcinek podsumowuje przybycie Deanerys do Westeros. Dowodzona przez nią flota przybywa na Smoczą Skałę, dawną siedzibę Targaryenów, miejsce jej urodzenie, przez kilkadziesiąt lat uzurpowane przez Stannisa. W tej części nie dzieje się praktycznie nic ciekawego i padają zaledwie trzy słowa przed samym końcem. Najważniejsza wiadomość została przekazana – Dany wróciła i zrobi wszystko, by odzyskać to, co jej przodkowie utracili – Żelazny Tron. Byłbym zapomniał o Branie. Chłopak wraz z Meerą wracają do domu przy czym, ku mojej radości, twórcy postanowili to maksymalnie skrócić. Para pojawia się od razu na Murze, ale na tym wątek się urywa. Czyżbyśmy doczekali się wielkiego rodzinnego spotkania wszystkich Starków?
Pierwszy odcinek siódmej serii to spokojna premiera przypominająca nam aktualne wydarzenia i sytuacje w jakich znaleźli się wszyscy, pozostali przy życiu, bohaterowie. To co w innym serialu nazwalibyśmy nudnym fillerem w Grze o Tron pełni rolę ciszy przed burzą, która niewątpliwie wkrótce nastąpi. Cisza, ale ubrana w piękne szaty i okraszona niepowtarzalnym klimatem. Jest dobrze i będzie dobrze!