Seria Wieczny Batman prowadzona przez Scotta Snydera i Jamesa Tyniona IV zyskała niemałą popularność. Nic więc dziwnego, że duet postanowił stworzyć kontynuację utrzymaną w duchu oryginału. Czas na recenzję komiksu Wieczni Batman i Robin. Zapraszam.

Batman przepadł. Gotham straciło swojego obrońcę, a skrywający się za maską Bruce Wayne zostaje znaleziony w rumowisku pod rodzinną posiadłością. W wyniku obrażeń Bruce stracił pamięć, więc nie ma pojęcia czym zajmował się pod osłoną nocy. Jego obowiązki przejął Jim Gordon, były komisarz policji, który nocami przywdziewa mechaniczną zbroję Batmana, oraz partnerzy, jakich dorobił się przez lata.

I to właśnie oni, Robini są bohaterami tej serii. Najmłodszy z ekipy, noszący imię Red Robin to Tim Drake. Chłopak został pomocnikiem Batmana dzięki własnej dociekliwości i pomysłowości. Drugi to oczywiście Jason Todd, człowiek nie potrafiący podporządkować się najważniejszej zasadzie Batmana – nie zabijać. Ubierając kostium Red Hooda wymierza sprawiedliwość nie przebierając w środkach i nie słuchając swojego mentora. W centrum opowieści znajduje się natomiast Dick Grayson – pierwszy Robin, później Nightwing, a aktualnie superszpieg tajnej organizacji Spyral.

Pierwsze strony rzucają nas w wir akcji. Akcji, nieco chaotycznej i trudnej do ogarnięcia. Bohaterowie walczą na kilku frontach, miejsce akcji co rusz się zmienia i w zasadzie nie wiadomo o co chodzi. Jakby tego było mało, pojawiają się krótkie retrospekcje mające wpływ na aktualne wydarzenia. Początek jest ciężki, niezależnie od tego, czy jesteś nowy, czy jesteś fanem i znasz wszystkich bohaterów Gotham. Oprócz trzech Robinów spotykamy też Harper Row, dziewczynę poznaną z serii Wieczny Batman oraz jej przyjaciółkę o ksywce Spoiler, której tożsamość jest hmm… spoilerem dotyczącym serii poprzedzającej.

Ból głowy od natłoku wydarzeń i bohaterów mija dość szybko. To wybuchowe przedstawienie najważniejszych graczy nowej serii nieśmiało wspomina antagonistę serii, którym zostaje tajemnicza Matka. Postać Matki jest powiewem świeżości wśród ciągle powracających Jokerów, Dwóch Twarzy i innych ikonicznych superłotrów DC. Wieczni Batman i Robin oferują przeciwnika, który nie posiada niesamowitych umiejętności i nie posługuje się sztuczkami magicznymi, czy pirotechnicznymi. Matka działa w cieniu, dbając o swoją prywatność i starannie zacierając ślady. W pierwszym tomie Matka pojawia się głównie w retrospekcjach, dopiero pod koniec jeden z bohaterów może stanąć z nią oko w oko i dowiedzieć się naprawdę zaskakujących rzeczy.

Drugim, mocnym aspektem jest kontrowersyjna przeszłość Batmana. Za pomocą retrospekcji co i rusz cofamy się do czasów, gdy Batman i pierwszy Robin (Dick Greyson) prowadzili śledztwo dotyczące Jonathana Crane’a, czyli Stracha na Wróble. Pierwsze spotkanie z toksyną strachu zmieniło Robina, a Batmana zmusiło do podjęcia trudnych decyzji. I te właśnie decyzje są motorem napędowym dla Dicka. Pomysł z rzuceniem cienia na szlachetność Batmana jest kontrowersyjny i nie każdemu przypadnie do gustu. Ja natomiast uwielbiam, gdy główni bohaterowie mają na swoim koncie poważniejsze grzechy. Świetny pomysł.

Batmana w pierwszym tomie nie uświadczymy. Mechaniczny Nietoperz Jima Gordona także jedynie zaznacza swoją obecność na pierwszych stronach. A Bruce Wayne? Nieświadomy niczego Bruce organizuje bankiety, zajmuje się filantropią i po prostu wiedzie żywot bogacza. Gdyby nie zamach na jego życie, pewnie w ogóle byśmy go nie uświadczyli. Harper Row denerwuje mnie podobnie jak w serii Wieczny Batman, ale na jej korzyść przemawia pojawienie się Cassandry. Milcząca mistrzyni sztuk walki jest kapitalną postacią, której tajemnicze pochodzenie jest jednym z jaśniejszych punktów komiksu. Fajnie wypada relacja tych dwóch dziewczyn i chciałoby się, żeby otrzymały oddzielny, rozbudowany wątek.

Za obrazki odpowiada wielu rysowników i jest to chyba jedyny aspekt, którego mógłbym się przyczepić. Większa część tomu trzyma się realizmu i wygląda bardzo podobnie. Zdarzają się jednak zeszyty, gdzie styl znacznie odbiega od poprzedników i modyfikuje wygląd bohaterów. Troszkę trudno się do tego przyzwyczaić. Taki urok prac zbiorowych.

Wieczni Batman i Robin Tom 1 to 12 zeszytów doskonałej kontynuacji Wiecznego Batmana. Klimat jest nieco lżejszy, a opowieść bardziej kolorowa, a mimo to czyta się wyśmienicie. Świetna postać Matki, mnóstwo tajemnic i współpracujący ze sobą, jakże różni, Robini gwarantują świetną zabawę i zaostrzają apetyt na więcej. Polecam!

8/10

Egzemplarz do recenzji dostarczył Egmont

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz komentarz
Napisz swoje imię

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.