Event specjalny Jonathana Hickmana będący podsumowaniem dwóch serii – Avengers i New Avengers zbliża się do finału. Dzisiaj mam dla was recenzję przedostatniego, tomu małego eventu, czyli Avengers: Czas się kończy Tom 3. Zapraszam.
Seria Avengers: Czas się kończy:
1. Avengers: Czas się kończy Tom 1
2. Avengers: Czas się kończy Tom 2
3. Avengers: Czas się kończy Tom 3
4. Avengers: Czas się kończy Tom 4
Byłoby świetnie gdyby nie nawał wątków Hickmana. Album składa się z Avengers #40-42 oraz New Avengers #29-30, a jak pamiętamy w obu seriach zapoczątkowano zupełnie odrębne wątki. Z jednej strony skupiamy się na inkursjach, które niszczą kolejne wszechświaty, a z drugiej atakowani jesteśmy międzygalaktyczną, a nawet międzywymiarową intrygą. Pamiętacie Budowniczych, pamiętacie Alephów, pamiętacie Starbranda. Wszysto tutaj jest i wprowadza sporo chaosu. Nawet osobie, która przeczytała wszystkie dotychczasowe zeszyty obu serii trudno się w tym połapać. Przez większość czasu zadawałem sobie pytanie „ale co ma piernik do wiatraka?”. Hickman postanowił kompletnie wymieszać wątki poznane w dwóch seriach i w jakiś dziwny sposób je połączyć. Nie powiem, zwroty akcji są konkretne i naprawdę zaskakujące, ale skala tych wydarzeń jest tak olbrzymia, że trzeba czytać co najmniej dwukrotnie.Po emocjonującym i bardzo zaskakującym finale drugiego tomu oczekiwałem mocnego trzęsienia ziemi. I to właśnie dostałem. Tajnym planem Reeda okazał się… Namor, założyciel Koterii, którego dręczą wyrzuty sumienia. Współpraca z Thanosem, jego Zakonem i Doomem to jednak przesada dla kogoś, kto postanowił ubrudzić sobie ręce, by uratować świat. Namor przybywa z planem pozbycia się Koterii, który ma zadziałać przy okazji kolejnej inkursji. Przez prywatną wendetę T’Challi i Black Bolta wszystko bierze w łeb, a Namor dołącza do swoich brutalnych towarzyszy.
Jakby było mało przepotężnych istot, to Hickman… wprowadza nowe. Pojawiają się Beyonderzy, twardziele, którzy bez trudu zabijają Celestianów, a nawet samych twórców uniwersów. Gdzie w tym wszystkim Kapitan Ameryka, Reed Richards i Beast? No właśnie… Skala zagrożenia i teren poza czasem i przestrzenią to jednak zbyt wiele, jak na opowieść o Avengers. Nawet jeśli są w śród nich bohaterowie obdarzeni gigantyczną mocą.
Wkrótce tom 4, który zakończy obie serie i naprawdę nie wiem czego się po nim spodziewać. Zwroty akcji, jakie serwuje Hickman są dobrze napisane, konflikty pomiędzy głównymi postaciami również wypadają emocjonująco, niekiedy nawet lepiej niż w Civil War. Natomiast ilość otwartych wątków przytłacza i zbyt to wszystko gmatwa. Bierzcie, ale tylko, gdy przeczytaliście wszystkie poprzednie albumy (tu i tu) Hickmana.
Egzemplarz do recenzji udostępniło Wydawnictwo Egmont