Polską telewizję (nie tylko zresztą) zalewają wszelkiego rodzaju miłosne programy typu bikini reality, w których grupy niezbyt inteligentnych, ale za to wyględnych ludzi próbują znaleźć miłość, sprawdzić partnera czy zdobyć więcej followersów. Dla jednych to upadek telewizji, dla innych guilty pleasure, a dla jeszcze innych niezastąpione hobby. Dla każdego, niezależnie od grupy do której się wpisuje, Canal+ przygotował serial będący odpowiedzią na tego typu programy. Wszystkie z nich. Dzięki uprzejmości stacji mogłem obejrzeć już cały sezon, a dziś mogę podzielić się wrażeniami. Recenzja serialu Algorytm Miłości.

Algorytm Miłości

Miała być hiszpańska Teneryfa, ale w finale poprzedniej edycji zwyciężczyni programu miała koszmarny wypadek. Jak skończyła się sprawa niestety nie wiadomo, bo producenci nie mogą wypowiadać się dopóki trwa postępowanie… No cóż. W efekcie cięcia kosztów najnowsza edycja programu Algorytm Miłości, ku zaskoczeniu (czytaj wielkiemu rozczarowaniu) uczestników, odbędzie się w podwarszawskiej willi. Willi Amora! Nowi uczestnicy zostali dobrani w pary, a niezwykle zaawansowana sztuczna inteligencja po szeregu durnych wyzwań i czelendży wyłoni parę z największą kompatybilnością, która oprócz fejmu zgarnie milionową nagrodę!

Uczestnicy:

  • Prowadzący (Michał Czernecki) – nie czytał dokładnie kontraktu, więc zamiast robić aktorską karierę prowadzi teraz żenujący program w telewizji. Mistrz ciętej riposty, jedyna w pełni ubrana postać.
  • Denis (Mateusz Dymidziuk) – koleś którego imię, podobno niebezpodstawnie, rymuje się z… wiadomo czym. Gość wstydzi się, że pochodzi ze wsi, więc im częściej będzie mówił o wielkim mieście tym większa szansa, że nikt się nie skapnie. Co nie?
  • Albert „Dragon” (Karol Dziuba) – najbardziej ogarnięty spośród wszystkich nieogarniętych. Ziomeczek, który poziom sympatii względem danej osoby wyraża w trzech poziomach – mordini, mordeczko i mordo. Na casting przyszedł razem z kumplem, ale on się dostał, ale kumpel nie. Bo umarł..
  • Wanessa (Waleria Gorobets) – ta jedna normalna laska w programie. Namiętnie ogląda wszystkie bikini reality, do programy przyszła poszukać prawdziwej miłości. Naturalnie piękna z milionem bzdurnych kompleksów.
  • Dagmara (Helena Englert) – „modelka z Instagrama”, a zawodowo makijażystka… w zakładzie pogrzebowym. Za wygraną kupi milion followersów z Turcji i zrobi piersi, żeby nawet po śmierci sterczały.
  • Sandra (Katarzyna Gałązka) – Tradwife czyli tradycyjna żona. Nie lubi feministek, nie pracuje i nie ma zamiaru tego robić. Od faceta oczekuje dobrych zarobków, a w zamian trenuje gotowanie, by nigdy nie był głodny po robocie.
  • Iwona (Wiktoria Gąsiewska) – matka Polka. Świeżo po porodzie (dosłownie kilka dni…), ukrywa na terenie posiadłości swojego bombelka. Nie jest pewna kto jest ojcem, ale pamięta co najmniej kilku podejrzanych. Ma nadzieję, że w programie znajdzie się ktoś, kto wychowa jak swoje. A jeśli będzie miał pełne uzębienie to już w o ogóle rewelacja!
  • Olivia (Pola Błasik) – feministka i aktywistka, ale tylko na pół gwizdka. Poświęciła się i przyszła do programu, by zbudować zasięgi i zdobyć followersów, żeby udowodnić, że zasięgi i followersi to nie wszystko.
  • Marietta (Weronika Malik) – pierwsza w historii uczestniczka bikini reality z niepełnosprawnością. Imię piszemy przez dwa T, jak audi TT, które ją potrąciło. Wie, że ludzie nie wiedzą jak zachować się przy osobach niepełnosprawnych i z pełną świadomością to wykorzystuje.
  • Pablo (Adam Zdrójkowski) – przyszedł do programu, by udowodnić rodzicom, że potrafi osiągnąć coś bez ich pomocy. Wystarczy, że sprzeda willę na Żoliborzu, którą dostał na komunię i rozpocznie samodzielne życie.
  • Olivier (Aleksander Kaleta) – gorliwy katolik, chętnie cytujący biblię. Mimo, że nie pamięta do końca cytatów, ani tego co oznaczają. Wygląd nie ma dla niego znaczenia. Pod warunkiem, że kobieta jest biała i wiadomego wyznania. Akceptuje seks przedmałżeński, ponieważ spowiada się zaraz po!
To jednak nie wszystko! W programie pojawiają się też inni, równie oryginalni uczestnicy. Feminista Krzysiek, dla którego każda kobieta jest piękna. No, chyba że jest brzydka Dajson, który dopiero co wybudził się ze śpiączki. W pewnym momencie dołącza Matka Iwony. Ba, jest nawet Matka Matki Iwony!

Oglądałbym!

Doskonale się bawiłem przybliżając powyższe sylwetki uczestników Algorytmu Miłości. Serial stylizowany jest na wszelkiego rodzaju dating shows. Jest willa, a’la Warsaw Shore, są rundy eliminacyjne jak w programach Polsatu, TVN, MTV czy Netfliksa. W jednym z odcinków z domowego basenu wychodzą… exy naszych bohaterów. W innym uczestnicy zostają poddaniu badaniu wykrywaczem kłamstw, a jeszcze w innym muszą wytrzymać bez seksu lub przeklinania. Jeśli trafiliście na którykolwiek z tego typu programów to na pewno zrozumiecie rzucane wszędzie aluzje i nawiązania.

Konstrukcja serialu Algorytm Miłości jest pewną wariacją na temat gatunku mockumentary rozsławionego przez The Office. O ile tam mieliśmy się czuć jak podglądacze codzienności pracowników biura, tak tutaj mamy odnieść wrażenie oglądania lasującego mózgi reality bikini. Kolejne odcinki serialu odpowiadają kolejnym epizodom programów telewizyjnych. Jest intro, są złote myśli uczestników, setki z komentarzem do aktualnych wydarzeń i zakodowane pewne części ciała. „Fabułę” pcha do przodu Prowadzący, który przychodzi z absurdalnym czelendżem do zaliczenia, a banda kretynów robi wszystko by go wykonać. Nad wszystkim czuwa niezastąpiony narrator, o którym kilka słów niżej.

Humor

Algorytm Miłości to serial komediowy będący parodią dzisiejszych programów randkowych. Humor jest często absurdalny, a wszystko co widzimy na ekranie maksymalnie przerysowane. I bardzo dobrze! W jakiejkolwiek innej formule pomysł by się po prostu nie sprawdził. Żarty są na różnym poziomie. Osobiście najbardziej lubię te crindżowe, pełne niezręczności momenty, w których błyszczy The Office. Tutaj również wchodzą bardzo dobrze. Znacznie mniej bawią niepotrzebnie przeciągnięte żarty, które bardzo szybko zaczynają nużyć (np. wyprawa po jedzenie). Prawdopodobnie spora część odniesień mi umknęła, bo po prostu nie oglądam i nie oglądałem tych programów. Skojarzyłem jedynie parodię pewnego gościa z Warsaw Shore i Fame MMA. Nie sprawdzajcie i NIE WPISUJCIE na YouTube „mhehehe puu, mmm puuuu”.

A zwycięzcą zostaje…

Lektor! Przyznam, że na początku myślałem, że to Michał Czernecki, czyli Prowadzący, potem przyszedł mi do głowy Jarosław Boberek. Wszystko wskoczyło na swoje miejsce, gdy żona krzyknęła Kot ze Shreka!!! Tak, chodzi o Wojciecha Malajkata, który genialnie odnalazł się w roli lektora / narratora. Kąśliwe komentarze to jedno, ale to odpowiednio sarkastyczny i ironiczny ton robią robotę. Wielokrotnie dzięki lektorowi Algorytmu Miłości parskałem o wiele głośniej niż przy gagach serialu. A tekst na początku finałowego odcinka „zobaczmy co się do tej pory od…ło” po prostu zwalił mnie z nóg.

Algorytm Miłości – podsumowanie

Niespotykana i bardzo zabawna produkcja. Algorytm Miłości na pewno spodoba się fanom programów, które parodiuje, a być może sprawi również, że choć kilka osób spojrzy na nie bardziej krytycznym okiem. Jeśli natomiast nie macie pojęcia na czym polegają rzeczone programy lub, jak ja macie uczulenie na wszystko z reality w opisie, a jednocześnie lubicie absurdalny i często krindżowy humor to także znajdziecie tutaj coś dla siebie. Warto sprawdzić choćby dla kapitalnego Wojciecha Malajkata w roli lektora.

Premiera wszystkich odcinków w Canal+ Online już jutro (22.05)
Serial obejrzałem przedpremierowo dzięki uprzejmości Canal+

ALGORYTM MIŁOŚCI
Algorytm Miłości

Description: Uczestnicy serialowej parodii ALGORYTM MIŁOŚCI oddają swój los w ręce sztucznej inteligencji, by znaleźć idealnie dopasowaną miłość i zgarnąć wygraną w programie. Dowiedz się, ile można zrobić dla zasięgu, fejmu i kasy! Nowy serial twórców THE OFFICE PL to nie tylko ostra parodia na reality, ale na cały entertainment i masową rozrywkę. Bo choć czasem wstyd się do tego przyznać, to przecież Wszyscy ją kochamy.

Podsumowanie

Niespotykana i bardzo zabawna produkcja. Algorytm Miłości na pewno spodoba się fanom programów, które parodiuje, a być może sprawi również, że choć kilka osób spojrzy na nie bardziej krytycznym okiem. Jeśli natomiast nie macie pojęcia na czym polegają rzeczone programy, ale lubicie absurdalny i często krindżowy humor to także znajdziecie tutaj coś dla siebie. Warto sprawdzić choćby dla kapitalnego Wojciecha Malajkata w roli lektora.

Overall
7/10
7/10

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz komentarz
Napisz swoje imię

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.